komiks dla dzieci

Mediateka Alpha i 15 000 komiksów

Angoulême. Pięknie położone i o bogatej historii miasto znane jest miłośnikom komiksu jako centrum 9. sztuki i miejsce, w którym co roku odbywają się międzynarodowe festiwale BD.

Tym razem wspominam o nim w nieco szerszym kontekście. Otóż:

18 grudnia uroczyście zainaugurowano działalność mediateki Alpha, będącej wspólnym przedsięwzięciem aglomeracji Grand Angoulème, państwa i regionu Poitou-Charentes. Na wybudowanie obiektu wyłożono wspólnie 26,3 mln euro.

Budynek przyciąga oryginalną, wpisaną w środowisko architekturą. Skomponowany jest z pięciu prostokątnych kolorowych bloków, aluminium i szkła. Przez ogromne okna otwiera się widok na miasto, a z lotu ptaka zobaczyć można, że bloki układają się w literę A.

Na powierzchni 5600 m² zgromadzono w wolnym dostępie 130 000 tytułów, wśród nich: 15 000 komiksów, 15 000 dokumentów dla dzieci i młodzieży oraz 20 000 dzieł literackich różnego gatunku.

Wnętrza są proste, przejrzyste, wypełnione grą świateł – inną na każdym z czterech poziomów.

Cała przestrzeń została podzielona na trzy obszary:

świat wiedzy, w którym dominuje nastrój skupienia i nauki, osobne boksy ułatwiają koncentrację, a na czarnych regałach ustawionych wokół czeka 35 000 dokumentów;

świat kreacji – jasne i kolorowe królestwo sztuki, muzyki, filmu, fotografii, gier wideo, w którym chętni mogą bawić się przy konsolach, podczas gdy inni w oddzielnych studiach ćwiczą grę na pianinie czy gitarze;

świat wyobraźni, utrzymany w czystej tonacji betonu i drewna, prześwietlony zielenią lamp, oferujący ogromny wybór powieści kryminalnych, sentymentalnych, science-fiction oraz literaturę dla dzieci i młodzieży.

Na rok 2017 przewidziano otwarcie przejścia łączącego mediatekę z dworcem kolejowym Angoulème, zgodnie z ideą otwartości i łączenia wszystkich ludzi w świecie kultury.

Mediateka Alpha zostanie włączona w działania kolejnego Międzynarodowego Festiwalu Komiksów.

[źródło: http://www.livreshebdo.fr/article/angouleme-inaugure-alpha-sa-mediatheque-nouvelle-generation ]

[Napisała: Magda]

 

Polski komiks w służbie edukacji kulturalnej – podsumowanie projektu

Zapraszamy wszystkich zainteresowanych edukowaniem najmłodszych (nie tylko) poprzez komiks do udziału w spotkaniu podsumowującym projekt „W POSZUKIWANIU POLSKICH SUPERBOHATERÓW – polski komiks w służbie edukacji kulturalnej”, które odbędzie się w czwartek 10 grudnia o godz. 10.30 w Bibliotece Uniwersyteckiej w Poznaniu w sali 82. Będą: relacja z warsztatów, uczniowskie prace, obserwacje, analizy, wnioski i plany na przyszłość.

Projekt podsumuje Aleksander Gniot.

w_poszukiwaniu

Detektywi, trolle i van Gogh, czyli o komiksach dla prawie wszystkich

Dziś kilka słów o trzech komiksach dla różnych grup wiekowych. Zacznę od tytułu dla najmłodszych.

Maciej Jasiński (scen.), Piotr Nowacki (rys.), Norbert Rybarczyk (kolor), Detektyw Miś Zbyś na tropie. Lis, ule i miodowe kule. Warszawa, Kultura Gniewu, 2013. Seria: Krótkie Gatki. Cena z okładki: 39,90 PLN

MZ_00_cover2

Powiem krótko – jeśli szukacie tytułu, który wprowadzałby dziecko w świat komiksu – to jest właśnie pozycja, której szukaliście. Maciej Jasiński napisał bardzo prostą, a jednocześnie wciagającą nawet dorosłego (z umiarem) historię, którą kapitalnie zilustrował Piotr Nowacki. Nieprzypadkowo jednak umieściłem wśród autorów Norberta Rybarczyka, bowiem kolor w Misiu Zbysiu sprawia, że dziecko natychmiast chce po niego sięgnąć. Nie tylko dziecko zresztą. Świetnie dobrana kolorystyka: bardzo intensywna, ale jednocześnie daleka od kiczu. Wszystko podane w odpowiednich proporcjach – nie nuży, nie jest zbyt agresywne. W sam raz.

Historia opowiada o zleceniu, które tytułowy detektyw oraz jego pomocnik, borsuk Mruk (prawdę mówiąc, borsukowatość jego jest wielce umowna, ale nie ma to żadnego znaczenia) otrzymują od Królowej Pszczół. Proste zawiązanie akcji – ktoś kradnie miód i trzeba znaleźć złodzieja. Zagadka rozwiązuje się zresztą dość szybko i niemal cały komiks opowiada o pościgu – na kolejnych stronach Zbyś i Mruk gonią przebiegłego złodzieja. Dodam, że pościg mknie przez las, morze, a właściwie chyba nawet ocean, tropikalną puszczę i stanowisko archeologiczne, by w końcu zakończyć się w mieście.

mis_zbys02Świetna i prosta historia, komiks znakomity dla dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym (ale w tym wypadku – mających problem z czytaniem). Mój dziewięciolatek połknął go w kilkanaście minut i raczej już do niego nie wróci. Trzylatka za to – ogląda  z upodobaniem na wszystkie strony i myślę, że nim ukończy przedszkole nie raz i nie dwa będziemy do tego tytułu wracać.

Potencjalni czytelnicy: dzieci w wieku przedszkolnym 

Pomysły na spotkania: wymyślanie i rysowanie własnej historii detektywistycznej, można połączyć ze spotkaniami o książkach z cyklu „Biuro detektywistyczne Lassego i Mai” i innych podobnych.

Uwagi dla rodziców: bardzo dobry tytuł, by od najmłodszych lat oswajać dziecko z czytaniem komiksów, śledzeniem poszczególnych kadrów; dialogi są proste i przystępne, humor także przystępny dla przedszkolaka i wczesnej podstawówki

Biblioteki naukowe o profilu humanistycznym: nie

Biblioteki szkół artystycznych: dla kierunków związanych z ilustracja – jako przykład komiksu dla najmłodszych

Biblioteki publiczne: jeśli mają dział dziecięcy – bezwględnie

Biblioteki dla dzieci i młodzieży: liceum – nie; gimnazjum – nie; podstawówka i przedszkole – bezwzględnie.

Ocena: bardzo dobry, czyli :: 5 ::

***

Kolejny tytuł jest dla dzieci nieco starszych.

Luke Pearson, Hilda i Troll. Poznań, Centrala, 2013. Seria: Centralka – Komiksy dla dzieci mądrych rodziców. Cena z okładki: 44,90 PLN

Hilda01

Na dzień dobry powiem tyle – gdy dowiedziałem się, że Centrala planuje wydanie tego tytułu, z ciekawości pogooglałem. I zakochałem się w okładce. I od tamtej chwili nie mogłem się doczekać, kiedy wreszcie będę mógł ten komiks kupić pacholętom. Po czym wyrwać im go i poczytać, podelektować się w ciszy i spokoju samemu.

Hilda i Troll jest cudownie narysowaną opowieścią w skandynawskim duchu (jeśli lubicie muminki, polubicie również Hildę) o dziewczynce, która nie może spokojnie usiedzieć w domu. Czyta książki o strasznych trollach, gdy pada deszcz, koniecznie chce spać w namiocie, wścieka się na drewniaka (jeden z moich ulubionych bohaterów tego komiksu), wyrusza na wycieczkę i trafia na trolową skałę. A gdy tam trafia, zaczyna się właśnie śnieżyca…

Hilda02:: więcej przykładowych plansz można zobaczyć na Alei Komiksu ::

Nocne nadejście Trolla z dzwoneczkiem, który Hilda powiesiła mu na nosie, przypomina nieco odwiedziny Buki w Muminkach, podobnie też jak w arcydziele Tove Jansson, Hilda i Troll ostatecznie nawiązują nić porozumienia, choć jest to ukazane w typowo skandynawskim, oszczędnym stylu. W niczym jednak nie odbiera to komiksowi jego wartości, wręcz przeciwnie. To jeden z najładniejszych komiksów dla dzieci jaki miałem w rękach kiedykolwiek. Gorąco polecam go każdemu, kto ma dzieci w szkole podstawowej, bo głównie dla nich ten tytuł jest skierowany. Zaznaczyć jednak trzeba, że podobnie jak lektura Muminków sprawia przyjemność dorosłemu, tak też jest i z Hildą i Trollem.

Potencjalni czytelnicy: dzieci w wieku późnoprzedszkolnym (ewentualnie, bo historia może być zbyt trudna), dla dzieci z całej podstawówki; dorośli zakochani w Muminkach

Pomysły na spotkania: historie o Skandynawii, trollach itd.

Uwagi dla rodziców: świetny tytuł

Biblioteki naukowe o profilu humanistycznym: nie

Biblioteki publiczne: jeśli mają dział dziecięcy – bezwględnie

Biblioteki dla dzieci i młodzieży: liceum – nie; gimnazjum – nie potrafię ocenić – młodsze klasy raczej tak, starsze raczej nie; podstawówka i przedszkole – bezwzględnie.

Ocena: rewelacyjny, czyli :: 6 ::

***

Tytuł ostatni jest też najbardziej kłopotliwy, bowiem nie potrafię jednoznacznie ocenić wieku odbiorcy, jak i samego komiksu. Jest to jego siłą, jak i wadą.

Gradimir Smudja, Vincent i van Gogh. Warszawa, timof comics, 2013. Cena z okłądki: 79 PLN (tytuł dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego).

van_gogh01

Vincent i van Gogh serbskiego artysty to zarazem wielki hołd oddany holenderskiemu geniuszowi, jednemu z najbardziej rozpoznawalnych malarzy wszech czasów, z drugiej zaś, wielki żart z jego biografii. W historii opowiedzianej przez Smudję to nie van Gogh bowiem jest twórcą swoich obrazów, ale genialny, niezwykle utalentowany kot, Vincent.

Wydany w Polsce tom jest zbiorczy, łączy w sobie dwie historie (Vincent i van Gogh oraz Trzy księżyce, które dzieją się po śmierci [i zmartwychwstaniu] głownych bohaterów). Bardzo trudno jest streścić w kilku zdaniach tę komiksową opowieść. W wielkim skrócie można powiedzieć, iż część pierwsza opowiada o miłości i nienawiści, jaka łączy głównych bohaterów, o akcie tworzenia i jednocześnie wielkim żarcie z niego, o ironicznie przedstawionej francuskiej bohemie, a jadnocześnie kompletnie zwariowanych przygodach Vincenta i van Gogha. Część druga opowiada zaś o przygodach kota i malarza już po śmierci (i teoretycznym, acz nie do końca, zmartwychwstaniu) i przepleceniu się ich losów z pewną tajemniczą dziewczynką.

Bardzo ciekawie było obserwować, jak różne reakcje na ten tytuł były w mojej rodzinie. Trzylatka chętnie po niego sięga i po prostu go ogląda (do strony graficznej zaraz wrócę). Dziewięciolatek też sięgał po niego już co najmniej trzykrotnie (ma to znaczenie, bowiem w komiksie tym znajduje się mnóstwo nawiązań do arcydzieł malarstwa, nie tylko van Gogha, ale również innych impresjonistów, także Rembrandta, Picassa i kilku innych geniuszy). Mojej żonie album Smudji podobał się bardzo zarówno graficznie, jak i fabularnie. Mnie osobiście – zachwycił ilustracjami (to one skłoniły mnie do wydania sporej sumy na niego podczas MFKiG), ale nie przekonuje fabularnie, choć czytałem go już dwa razy (dla mnie historia nieco się rwie, nie jest płynna, wciąga, a jednocześnie coś w niej zgrzyta, a ja nie potrafię powiedzieć, co dokładnie, co też mnie irytuje).

Niewątpliwie jednak Vincent i van Gogh jest absolutnym ewenementem na polskim rynku, jeśli chodzi o albumy tak nieprawdopodobnie nawiązujące do malarstwa. Smudja genialnie oddał szaleństwo i atmosferę obrazów van Gogha, ale także inne kadry, nawiązujące do innych malarzy, ukazujące dworzec i muzeum Orsay, są po prostu piękne. I o ile niecierpliwi mnie śledzenie historii opowiedzianej przez serbskiego artystę, o tyle niemal kazdy kolejny kadr, plansza – przykuwają uwagę, zachwycają i każą podziwiać nieprawdopodobną pracowitość Smudji. Jestem ogromnie ciekaw innych jego komiksów.

A na youtube można obejrzeć, jak podczas MFKiG autor wpisywał (a właściwie wmalowywał) rysografy do albumów (autorem jest 6pancerny):

Potencjalni czytelnicy: dorośli i dojrzała młodzież licealna i gimnazjalna; osoby zainteresowane sztuką, lubiące impresjonizm i malarstwo van Gogha

Pomysły na spotkania: relacje między komiksem a malarstwem, van Gogh w literaturze

Uwagi dla rodziców: wielu z Was można uznać ten komiks za nieodpowiedni dla Waszego dziecka, zanim go zatem dziecku dacie, sami przeczytajcie, szczególnie w drugiej części (choć w pierwszej również) zdarzają się kadry z pogranicza horroru, a także motywy erotyczne – nie jest to nachalne i jak najbardziej służy opowieści, ale zdecydujcie sami; uwaga odnosi się do uczniów podstawówki, bo gimnazjaliści i licealiści nie takie rzeczy już widzieli.

Biblioteki naukowe o profilu humanistycznym: bezwzględnie

Biblioteki wyższych szkół artystycznych: bezwzględnie

Biblioteki publiczne: jeśli mają dział poświęcony sztuce, albumy – myślę, że tak

Biblioteki dla dzieci i młodzieży: liceum – tak; gimnazjum – ewentualnie dojrzali uczniowie ostatniej klasy; podstawówka – nie.

Uwagi: obowiązkowa pozycja dla kolekcjonerów i osób interesujących się pograniczami sztuk, przenikaniem się komiksu i sztuki

Ocena: trudno mi tę publikację jednoznacznie ocenić; graficznie rewelacyjny, czyli :: 6 :: zaś jako lektura: ja oceniam na dobry, czyli :: 4 ::, a moja żona na bardzo dobry, czyli :: 5 :: (tu chciałbym dodać, że moja żona rzadko się w ocenach myli, co okazuje się po latach, gdy coś staje się, a coś nie staje klasyką)

Komiks w podstawie programowej, czyli udręka i ekstaza

Zacznę od ekstazy. Bo to potem wszak zawsze przychodzi udręka.

Bywszy na ostatnim MFKiG i się przechadzawszy, trafiłem znienacka na stoisko wydawnictwa Nowa Era. Jesteście zaskoczeni? Ja również byłem. Zastanawiałem się, co wydawnictwo specjalizujące się w podręcznikach robi na imprezie komiksowej (nie to, żebym miał coś przeciwko, ale za stoisko trzeba zapłacić, a tam raczej byli osobnicy, którzy podręczników raczej nie szukali).

Z tej ciekawości zacząłem wertować leżący na blacie podręcznik do klasy czwartej podstawówki. I jakież było moje zdumienie (i radość), gdy okazało się, że cały jeden rozdział poświęcony jest komiksom! Dzieciaki uczą się zarówno historii komiksu, jak i czytania (o)powieści obrazkowych.

ohhh_alright:: stąd ::

Na podstawie rozdziału szóstego (Słowa i obrazy) wynika, że dzieci omawiają takie zagadnienia jak obraz Roya Lichtensteina „Ohhh… Alright…”, uczą się historii komiksu (od starożytnego Egiptu począwszy), przez Tytusa, Romka i A’Tomka, Kajka i Kokosza (a na tym przykładzie m.in. naukę przysłówków), po umiejętność budowania własnej narracji. Jako analizowany tekst zamieszczono nawet Historię magazynu „AQQ” Witolda Tkaczyka (!) itd. To wszystko naprawdę ogromnie mnie ucieszyło (ze spisem treści a także materiałami pmocniczymi dla nauczycieli i uczniów można się zapoznać m.in. na stronie wydawnictwa). Zresztą, gdy wstępnie przeszukałem sieć, okazało się, że wiszą już gotowe scenariusze odnoszące się do prowadzenia lekcji o komiksie, jak Od Supermana do Spidermana, czyli jak to z komiksem było… Doroty Góreckiej-Kozłowskiej. O wszystkim tym nie wiedziałem, bo pacholęta me zbyt małe jeszcze, sam podstaw programowych do szkół nie czytałem, a drzewiej o komiksie na lekcjach polskiego można było co najwyżej pomarzyć.

I wszystko pięknie.

Dopóki nie zadałem sobie pytania, a co będzie, gdy dzieciaki zechcą rozszerzyć swoje komiksowe lektury o inne tytuły, nie tylko te omawiane na lekcjach. Próbowałem przejrzeć katalogi online, ale szkolne biblioteki przecież raczej takowych nie posiadają. W bibliotekach publicznych z komiksami (zwłaszcza nowościami) nie jest wesoło – z tego, co wiem z własnego i dziatek mych doświadczenia, a także z tego, co mi NUKAT i KaRo powiedziały.

A jeśli zechciałyby zajrzeć do klasyki, ale nie tylko Asteriksa, Tytusa albo Kajka i Kokosza, ale także innych tytułów Goscinnego, Morrisa, Herge’a. A gdyby chciały poznać klasykę klasyki, jak Kwapiszony Butenki, Fistaszki, komiksowe Muminki, publikowane ostatnio w zbiorczych wydaniach przygody Tin Tina, Lucky Luke’a, albo zbierające świetne recenzje komiksy Tomasza Samojlika, Pustelnika Ernstsena lub dla najmłodszych przygody detektywa Misia Zbysia, nie mówiąc o komiksach Tadeusza Baranowskiego i Szarloty Pawel i wielu, wielu innych? Macie je w swoich szkolnych i publicznych bibliotekach?

Bo jeśli nie macie, a stoją (jeśli w ogóle stoją) tylko Asteriksy, Tytusy albo Kajki i Kokosze to tak, jakbyście mieli tylko tomy „Ani z Zielonego Wzgórza” albo serię o przygodach Tomka Wilmowskiego. I nic poza tym.

empty_library:: stąd ::

A taka pustawa biblioteka to jest właśnie moja udręka.

p.s. Nie prowadziłem szeroko zakrojonych badań, nie, nie. Piszę wyłącznie o własnych odczuciach, dotychczasowych wybiórczych obserwacjach i być może się mylę, być może dzieciaki mają do czytania szerokie komiksowe spektrum, od rozrywkowych Donaldów po ambitniejsze tytuły. I naprawdę bardzo się ucieszę, jeśli ktoś wyprowadzi mnie z błędu. Albo przynajmniej napisze, jak to wygląda w rzeczywistości. I dlaczego. Czy ewentualny brak dobrych komiksowych tytułów na bibliotecznych półkach to naprawdę wyłącznie kwestia pieniędzy? No i jak się mają biblioteczne zbiory do tej nowej podstawy programowej?

TZK, czyli o dwóch obawach i antidotum na nie

08_Banned_Books

W wielu rodzicach zapewne rodzi się myśl, że komiksy spowodują u dzieci i młodzieży wypaczenia. I mowa tu o wypaczeniach różnego rodzaju.

Po pierwsze, rodzice obawiają się, że komiks jest lekturą prymitywną, trywialną. Łatwą. Zbyt łatwą. Wykoślawia umysł, mówiąc krótko.

Po drugie, obawiają się, że sceny przemocy, wulgaryzmy, seks, który pojawiają się w wielu komiksach, absolutnie nie są dla dzieci i wyzwalać w nich będą agresję.

Z tych powodów właśnie (oraz z niewiedzy) rodzi się opór przed wprowadzaniem dzieci w naprawdę niezwykły świat opowieści graficznych.

Obawa pierwsza nie znajduje żadnego pokrycia w rzeczywistości. Oczywiście, komiks może być prymitywny. Pamiętać jednak należy o tym, że równie kretyńskie, kiczowate, grafomańskie mogą być książki, filmy, seriale, poezja, przedstawienia. Między innymi do nas, bibliotekarzy, należy umiejętność odróżniania komiksów dobrych od złych. Umiejętność znajdowania lektur (również komiksowych), które potrafią urzec czytelnika, sprawić, by chciał sięgnąć po następne tytuły. I podsuwać mu opowieści coraz trudniejsze, coraz lepsze, takie, które będą dawały do myślenia, będą poruszały zarówno estetyką jak i fabułą.

Obawa druga jest jak najbardziej uzasadniona. Podobnie jak w wielu książkach, filmach, serialach, przedstawieniach, muzyce, również poezji, grach, dzieciaki mogą natrafić na sceny przemocy, wulgaryzmy, seks. Ale w wielu tego wszystkiego nie ma. I o ile mogę zrozumieć zakaz dawania takich tytułów dzieciom, o tyle zupełnie nie rozumiem, jak można chronić przed tym dorosłych, którzy w każdej innej dziedzinie sztuki, jeśli tylko zechcą, mogą wszystko to mieć na wyciągnięcie ręki, na jedno kliknięcie. Również do nas, bibliotekarzy, należy umiejętność odróżniania komiksów dla dzieci od tych, które absolutnie nie są dla nich przeznaczone. To do nas należy po prostu postawienie ich na zupełnie innych półkach w bibliotece. Bo powinien być w niej regal z komiksami dla dzieci i młodzieży oraz regał z komiksami i powieściami graficznymi wyłącznie dla dorosłych.

Jest bardzo prosta recepta na to, by umiejętnie odróżniać komiksy dobre od złych oraz komiksy dla dzieci od tych, których nie powinny brać do ręki.

Zamiast wyśmiewać, zakazywać i banować – po prostu je czytać.

O komiksie w edukacji czytelniczej dzieci

Nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Opolskiego ukazała się właśnie książka Iwony Konopnickiej Edukacja czytelnicza dzieci w młodszym wieku szkolnym.

Jeden podrozdział (s. 98-112) poświęcony jest roli komiksu w kształtowaniu nawyków czytelniczych małych dzieci.

Dla komiksowych freaków niewiele jest tam nowych informacji, natomiast dla osób, które nadal traktują komiks jako coś nieprzydatnego lub wręcz szkodliwego, warto rzucić okiem. Choćby ze względu na takie uwagi:

„Walory dydaktyczne komiksu polegają na tym, że w kształceniu literackim i kulturalnym, a nawet językowym, komiks ma bardzo wiele do zaoferowania. na lekcjach literatury pomaga w zrozumieniu fikcji literackiej, w wyodrębnieniu i szeregowaniu postaci, uczy zapisu czasu i przestrzeni w obrazie komiksowym, zapoznaje z dialogiem, monologiem, a nawet monologiem wewnętrznym, budzi dzięki ciekawej szacie graficznej różnorodne odczucia, ale przede wszystkim uczy poznawania obrazu – co jest istotne dla rozumienia nie tylko literatury, lecz także wielu innych zjawisk współczesnej kultury”. (s. 106; podrozdział Wykorzystanie komiksu w procesie czytania jest najciekawszy).

Dla osób zbierających wszelkie dane bibliograficzne, odnotowane zostały także dwa artykuliki, które mogą umknąć:

J. Olkusz, Literatura w obrazkach. Utwory komiksowe w ocenie dzieci sześcioletnich, „Wychowanie w Przedszkolu” 10 (2007), s. 6-7.

Joanna Kmieć, Wartości edukacyjne komiksu, „Wychowanie w Przedszkolu”, 10 (2010), s. 25-28.

Z prezentacją książki Iwony Konopnickiej oraz spisem treści można się zapoznać na stronie WUO, czyli :: tutaj ::

Ewa Kuryluk i komiks hiszpański

W ostatnich „Książkach. Magazynie do czytania” znalazłem dwa fragmenty, w których mowa jest o komiksie. Jeden z nich to króciutka, ale znacząca w moim odczuciu wypowiedź Ewy Kuryluk (w dziale Kwestionariusz Książek), autorki wielu książek eseistycznych o sztuce, takich jak „Wiedeńska apokalipsa. Eseje o kulturze austriackiej XX w.”, „Frascati. Apoteoza topografii”, „Goldi. Apoteoza zwierzaczkowatości” czy „Art mon amour. Szkice o sztuce”.

Na pytanie Donaty Subbotko, czy rodzice czytali Kuryluk w dzieciństwie, autorka „Wiedeńskiej apokalipsy” odpowiada:

„Mama czytała mi „Roudoudou”, postępowe francuskie komiksy dla dzieci o koziołku kolejarzu i inżynierze. Ojciec – wiersze Tuwima”.

roudoudou_pomme:: stąd ::

[W rzeczywistości „Roudoudou” trudno nazwać komiksem, nawet w rozszerzonym rozumieniu, w jakim Adam Rusek zalicza (słusznie) do komiksów książki Makuszyńskiego i Walentynowicza o Koziołku Matołku; nie zmienia to jednak faktu, że to bardzo miła pomyłka ze strony pani Kuryluk].

Z przykładowymi ilustracjami z „Roudoudou” można zapoznać się :: tutaj ::

***

Druga nota związana z komiksami umieszczona została w dziale 50 Książek świata (s. 72). Mówi o książce „Imágenes del desencanto. Nueva historieta española 1980-1986”, którą napisał Pedro Pérez del Solar:

„Wizyta w dziale komiksowym jakiejkolwiek większej hiszpańskiej księgarni może przyprawić polskiego miłośnika historii obrazkowych o zawrót głowy i kompleksy. Wydaje się tu dużo, i to najróżniejszych podgatunków, w tym sporo rysowników krajowych. Nie zawsze jednak tak było. „Obrazy rozczarowania. 1980-86″ opisują czasy, kiedy iberyjski komiks stanowił domenę raczej niskonakładowych fanzinów, pełniąc mimo to coraz ważniejszą funkcję kulturotwórczą jako swoisty barometr nastrojów społecznych. Obrazkowe historyjki oddają atmosferę tamtych czasów, odmalowują kres Hiszpanii frankistowskiej i wejście w życie nowego pokolenia, przeważnie zupelnie niezaangażowanego w sprawy publiczne. Komiks ze względu na swój satyryczny charakter okazał się jednym z najskuteczniejszych narzędzi do komentowania aktualnej sytuacji – dziś bywa nieocenionym źródłem o epoce”.

Imagenesdeldesencanto:: stąd ::

Info bibliograficzne:

Pedro Pérez del Solar, Imágenes del desencanto. Nueva historieta española 1980-1986. Madrid / Frankfurt, 2013, Iberoamericana / Vervuert, 330 p.; tapa dura, € 29.80. La Casa de la Riqueza. Estudios de la Cultura de España, 23. ISBN: 9788484896678.

A właściwie to po co toto?

Tak sobie dziś usiadłem, zaparzyłem kawę, zapaliłem papierosa i się zadumałem.

Zadumałem się, bo trzeba coś napisać (w końcu jutro środa i tekst ma pójść też na :: Pulowerku :: i mnie Maciej prześwięci, jeśli nic nie napiszę). Ostatnio pisałem o raczej poważnych tytułach, dla dorosłych. Zgoda, :: Usagi :: to był wyjątek.

I nagle przyszło mi do głowy, że może zacząć trzeba od podstaw.

Bo właściwie dlaczego dzieci i dorośli mają czytać komiksy?

niepces_reading_comics

:: stąd ::

Z dorosłymi sprawa jest bardziej skomplikowana. Dlatego od nich zaczną. Po pierwsze, bo warto (tak jak warto czytać książki). Po drugie, bo :: wypada :: Po trzecie, warto wiedzieć, po co sięgają dzieci. Ale o nich za chwilę.

Gdzieś kiedyś czytałem, że z dorosłymi jest pewien kłopot. Mianowicie taki, że jeśli ktoś za młodu (z tego, co pamiętam – do dziesiątego roku życia) nie czytal komiksów, będzie miał potem problem. Bo komiksy czyta się inaczej. Śledzi się zarówno tekst, jak i obraz. Osoby przyzwyczajone tylko do „czytania”, mają kłopot z podążaniem za narracją wizualną, albo nie przywiązują do niej wagi. A w przypadku komiksów to ogromny bład. W każdym razie mam prośbę – jeśli ktoś wie, kto na ten temat pisał, będę wdzięczny za namiar, bo nigdzie tego znaleźć nie mogę.

A dzieci?

kids_reading_comics_01

:: stąd ::

Troszkę poszperałem. I najzgrabniej ujął to Scott, pracownik :: Biblioteki Publicznej w Toronto ::

Komiksy i (o)powieści graficzne dla dzieci:

1. przyciągają czytelników niechętnych, a także at-risk readers, co trzeba chyba przetłumaczyć, jako czytelników na granicy ryzyka (odejścia od czytania);

2. wyostrzają umiejętności wizualnego czytania i pisania;

3. pomagają w rozwoju umiejetności wnioskowania i przewidywania;

4. uczą dzieci rozumienia następstwa wydarzeń w dziejącej się historii, uczą je rozumienia i odczytywania sekwencyjności;

5. tworzą niejako rusztowanie dla rozumienia zaawansowanego słownictwa, a także poruszanych tematów;

6. zachęcają dzieci do sięgnięcia po literaturę.

kids_reading_comics_03

:: stąd ::

Czy dodałbym coś jeszcze? Jak najbardziej.

Uczą poczucia humoru, zarówno na poziomie werbalnym, jak i wizualnym (oczywiście w przypadku dobrych komiksów).

Zachęcają do nawiązywania kontaktu z rówieśnikami (kto się w dzieciństwie wymieniał komiksami lub je wypożyczał, ten wie, o czym piszę).

Jednego jestem absolutnie pewien. Jeśli ktoś Wam będzie próbował wmówić, ze komiksy odciągają dzieci od czytania książek, uwierzcie mi, że jest to wierutna bzdura (mógłbym się powołać na artykuł pracowników BN opublikowany na początku lat dziewięćdziesiątych, ale nie mam go tu pod ręką). Jest to wierutna bzdura, bo zaprzeczeniem tego argumentu jest choćby moja rodzina, która już teraz, w marcu, wyrobiła kilkakrotnie roczną :: średnią czytelniczą :: na statystycznego Polaka (i liczę wszystkich czworo, od najmłodszej, po najstarszego – w sensie – każdy już wyrobił tę normę).

kid-reading-comic_00

:: stąd ::

Notka o dobrym wpływie komiksu na dzieciaki pojawiła się między innymi na portalu :: Dziecko ::, gdzie przytoczono badania :: Carol Tilley ::, zajmującej się naukowo bibliotekoznawstwem i informacją naukową na Uniwersytecie Illinois. Wspominała też o tym :: Mama, która czyta ::

Najbardziej jednak przekonuje mnie argument, który pojawił się w artykule Tracy Edmunds :: Why should kids read comics? :: (Dlaczego dzieci powinny czytać komiksy?)

Argument ten jest bardzo prosty.

Bo chcą.

A na zakończenie zapraszam do obejrzenia cudownych 24 zdjęć w galerii Life with the comics. In praise of a classic American art form  na portalu :: Life Time ::

tumblr_ljjfttn5cA1qa0q13o1_500

:: stąd ::

Rekomendacje :: „Usagi Yojimbo” Stana Sakai

Wszystko zaczęło się od pewnego letniego popołudnia na początku mojej przygody z Kolekcją Komiksów w bibliotece. Nie sięgnąłbym pewnie po ten tytuł, gdyby nie zaskakująco dobre recenzje, na które co rusz natykałem się w sieci. Gdy zatem pierwsze tomy zaczęły trafiać na biurko, z ciekawości sięgnąłem po jeden z nich. Pierwszym odruchem było – ale o co chodzi? Czarno-białe rysunki, z pozoru dość niedbałe, czaszki w dymkach, gdy ktoś ginie, a w ogóle to nie ludzie tylko jakieś dziwne antropomorficzne postaci z głowami zwierząt. Nie poddałem się jednak i przeczytałem pierwsze opowiadanie. Potem drugie. A potem w te pędy pobiegłem do sklepu. Tego lata odwiedziłem ten sklep jeszcze kilkakrotnie, aż skompletowałem całość serii.

Bo zakochałem się w króliku. Króliku samuraju.

Stan Sakai (scenariusz i rysunki), seria Usagi Yojimbo. Wydawca: Egmont. Cena: w zależności od tomu między 19,90-35 PLN.

benefit auction for the Cartoon Art Museum in San Francisco

Brzmi niepoważnie? A jednak. Seria o Usagim Yojimbo, której autorem jest amerykański twórca o japońskich korzeniach, Stan Sakai, to jedna z najbardziej niezwykłych opowieści, które są skierowane do czytelnika właściwie w każdym wieku.

Usagi02

W olbrzymim skrócie można powiedzieć, że opowiada ona o przygodach ronina (czyli samuraja bez pana), Usagiego Miyamoto. Jego imię po japońsku oznacza właśnie królika, natomiast nazwisko Sakai zapożyczył od najbardziej chyba znanego samuraja – :: Miyamoto Musashiego :: Drugi człon tytułu – yojimbo – oznacza strażnika przybocznego, którego można wynająć do różnych (w komiksie zazwyczaj niebezpiecznych) zadań.

usagi04

:: stąd ::

Wciąż nie jesteście przekonani?

Powiem zatem tyle. Z pozoru niedbała kreska, gdy się uważnie przyjrzymy, kryje mnóstwo szczegółów, których tropienie samo w sobie jest przyjemnością. Sakai bawi się kadrami, planami, nie pozwala, by czytelnik się nudził. W dodatku przedmioty codziennego użytku, broń, ubiory, budynki – wszystko odpowiada podobno (wierzę tym, co tak piszą) rzeczywistości siedemnastowiecznej Japonii. Gdy w pewnym momencie następuje retrospekcja i przenosimy się do dwunastowiecznego Kraju Kwitnącej Wiśni, widać to również właśnie w tych nieistotnych z pozoru szczegółach. Przyznaję, że drażnią mnie trochę (wciąż) te czaszki w dymkach, gdy ktoś ginie. Nie odbiera mi to jednak przyjemności czytania tej historii.

usagi_kadr

:: stąd ::

Rysunki bowiem to tylko jedna strona tej opowieści (a właściwie – tych opowieści). Sakai stworzył niezwykle złożony świat zaludniony przez pełnokrwiste postaci drugo- i trzecioplanowe, które czasem wysuwają się na plan pierwszy.

Siłą tego komiksu jest jego uniwersalność. Sakai nieśpiesznie snuje opowieść o drodze samotnego wojownika, ale jest to również historia przyjaźni, miłości, okrucieństwa, wojen, zła, honoru, poświęcenia, głupoty i mądrości. Ogromną zaletą niemal wszystkich tomów jest to, że właściwie prawie od każdego można zacząć lekturę i dopiero później odkrywać różne powiązania i nawiązania. Z jednej strony zatem, większość opowiadań można czytać oddzielnie, z drugiej zaś, gdy już damy się wciągnąć w historię Usagiego, z jeszcze większą przyjemnością śledzić będziemy zarówno jego losy, jak i dzieje różnych postaci, które co rusz pojawiają się na jego ścieżce. Niektóre wiążą swój los z losem głównego bohatera, inne zaś pojawiają się na chwilę, by znów się pojawić po kilku tomach, jeszcze inne jak szybko się pojawiły, tak szybko też znikają.

Usagi-Yojimbo-AnniversaryPoster

:: stąd ::

Ogromną zaletą tej serii jest także jej walor edukacyjny. Sakai w bardzo prosty sposób oswaja młodych czytelników z japońską historią, kulturą, mitologią, a nawet językiem. Wiele opowiadań zostało zainspirowanych japońską mitologią i demonologią (do dziś pamiętam swoje zdumienie, gdy dowiedziałem się, że w ich opowieściach ludowych naprawdę występuje duch w kształcie parasolki).

Dla dorosłego czytelnika jest to dość łatwa i przyjemna lektura. Największą frajdę daje śledzenie nawiązań do tego, co o Japonii wiedzieliśmy do te pory i wyłapywanie nowych informacji. Oprócz przyjemności śledzenia przygód Usagiego, oczywiście. W każdym razie – dla dorosłych to raczej lektura na letnie, wolne dni.

Natomiast dla dzieci i młodzieży „Usagi Yojmibo” to nie tylko przygodowa opowieść o losach samotnego ronina. Lektura tego komiksu pozwala uczyć się wielowątkowego czytania, odkrywania coraz to nowych płaszczyzn rozumienia jego przygód. Część z nich to typowe krótkie opowiastki o walce z dziwnymi stworzeniami, duchami, postaciami z japońskiej mitologii. Wiele innych jednak to przypowieści o honorze, poświęceniu, odpowiedzialności, konsekwencjach.

Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że lektura opowieści o króliku samuraju może się stać zaczynem fascynacji dziecka kulturą Japonii. Wiem, co mówię, bo mój syn zaczytuje się nim odkąd skończył cztery lata. Najpierw czytaliśmy go razem (to właśnie wtedy zdałem sobie sprawę, jak trudne i męczące bywa głośne czytanie komiksu). Zaczęliśmy od wyjątkowego tomu – Usagi w kosmosie. Jest to jedyny tom, który nie dzieje się w siedemnastowiecznej Japonii, a w przyszłości, gdzieś w kosmosie.

Do dziś nie jestem przekonany, czy nie sięgnęliśmy po ten komiks zbyt wcześnie. Zabrałem go na wakacje i zostałem zmuszony do jego czytania, gdy mój syn go „odkrył” w plecaku. Minęły ponad cztery lata, a seria o Usagim wciąż pozostaje jedną z jego czytelniczych miłości. Co więcej, jestem absolutnie przekonany, że to właśnie postać i przygody królika samuraja zaciekawiły mojego syna takimi książkami jak :: Tatsu Taro. Syn smoka :: Miyoko Matsutani czy :: Baśnie japońskie. Bezpowrotna góra :: wydane w pięknej, baśniowej serii przez Media Rodzina. To dzięki Usagiemu ślęczał nad google maps i zwykłymi atlasami, oglądając Japonię, przeglądał albumy ze zdjęciami z Kraju Kwitnącej Wiśni i zainteresował się kendo.

Nie potrafię powiedzieć, ile lat powinno mieć dziecko, by po raz pierwszy Usagiego mu podsunąć. Niektóre opowieści są proste i zabawne. Inne dość skomplikowane, czasem okrutne (tak, dobrzy bohaterowie również czasem giną). Spokojnie można je dawać dzieciom od drugiej klasy podstawówki, w przypadku młodszych – rodzice sami wiedzą najlepiej, na jakim etapie czytelnictwa jest ich dziecko.

Warto dodać, że Usagi pojawił się gościnnie w serialu o Wojowniczych Żółwiach Ninja, a Żółwie wystąpiły w jednym z opowiadań o Usagim. Dzieciaki to lubią, choć dla mnie to jedno ze słabszych opowiadań. Odświętnie, w żartobliwych historiach, pojawiają się też postacie z japońskiej popkultury, jak Godzilla.

UsagiVsRaphael

Do moich najbardziej ulubionych należą historie, w których pojawia się przyjaciel Usagiego, Gen, inny łowca nagród – Bezdomny Pies, Tomoe, Inzuma, inspektor Ishida, Zato Ino, Nakamura Koji, mistrz Usagiego – Katsuichi, Kozioł, Kitsune, a przede wszystkim – syn Usagiego, Jotaro (tu niestety spoiler…). Bardzo podoba mi się także zło ukazane w tej serii, zło, które przybiera różne formy – przez to najzwyklejsze, najgłupsze, chciwe zło uosabiane przez zbirów, rozbójników, na których Usagi wciąż natyka się po drodze, przez zło przebiegłe, groźne, jedyne, które w tej serii ma ludzkie (dosłownie) oblicze – pana Hikiji, po zło szalone, wymykające się wszelkiemu zrozumieniu, które z kolei uosabia tajemniczy, nieobliczalny, złowrogi demon – Jei. Pełną listę najważniejszych postaci, które przewijają się przez karty tej serii można przejrzeć :: tutaj :: (po angielsku).

Bardzo lubię też retrospekcje, w których Sakai bardzo rzadko pozwala poznawać dzieciństwo Usagiego, jego trudną drogę, jaką przebył, by zostać mistrzem miecza. W dzieciństwie także zaczynają się skomplikowane stosunki z Kenichim, rówieśnikiem Usagiego, rywalem, a jednocześnie postacią niejednoznaczną (ale tym razem nie dam tu spoilera).

Usagi01

W moim odczuciu jest to seria, która powinna się znaleźć w każdej bibliotece dla dzieci i młodzieży. I dobrze jest sprytnie postawić w pobliżu baśnie japońskie i albumy o tym pięknym kraju. Gwarantuję, że młody miłośnik Usagiego prędzej czy później również po nie sięgnie.

Dotychczas w Polsce ukazało się 25 tomów (26. jest w przygotowaniu), a ponadto dwa poza serią: Usagi w kosmosie oraz, jedyny w kolorze, malowany akwarelami, Yokai, opublikowany z okazji dwudziestopięciolecia serii.

Serdeczne podziękowania dla Stana Sakai za zgodę na opublikowanie tu jego prac (większość opublikowanych tu w kolorze pochodzi z jego strony na fb).

Zobacz także

Oficjalna strona serii :: Usagi Yojimbo ::

Strona wydawnictwa :: Egmont :: (obecnie jedyny wydawca serii, w przeszłości pierwsze tomy opublikowała Mandragora – teraz te tomy są wznawiane przez Egmont)

Tym razem nie linkuję innych recenzji. Znajdziecie ich w sieci dużo.

Warto rzucić okiem na hasło w angielskiej :: Wikipedii ::

Potencjalni czytelnicy: przede wszystkim dzieci i młodzież; również dorośli, ale raczej jako lekka i przyjemna lektura, nie wszystkich dorosłych przekonuje i wciąga.

Pomysły na spotkania: Japonia – seria o Usagim stanowi nieprzebrane źródło pomysłów na spotkania dotyczące kultury i historii Kraju Kwitnącej Wiśni; na tej serii można także jasno pokazywać dzieciom rolę, jaką odgrywają kadry i plany w komiksie

Uwagi dla rodziców: komiks miejscami może wymagać rozmowy, wyjaśnienia pewnych zdarzeń, zachowań; charaktery nie są czarno-białe, dobrzy postępują czasem niewłaściwie, a źli nie okazują się do końca źli; dobro nie zawsze jest nagradzane i nie wszystkie historie kończą się happy endem

Biblioteki naukowe o profilu humanistycznym: raczej tak

Biblioteki publiczne: dla dorosłych – niekoniecznie

Biblioteki dla dzieci i młodzieży: liceum – trudno powiedzieć; gimnazjum i szkoła podstawowa –  bezwzględnie warto i trzeba

Ocena: różna w zależności od poszczególnych tomów; jako cała seria dla dzieci i młodzieży – arcydzieło, czyli :: 6+ :: ; oceny poszczególnych tomów – od dobry, czyli :: 4 :: po arcydzieło czyli :: 6+ :: właśnie; Stan Sakai nigdzie nie schodzi poniżej bardzo dobrego poziomu

O komiksach dla dzieci

Dziś na stronie Gildii ukazał się :: wywiad::, który przeprowadziła Dominika Węcławek z Maciejem Gierszewskim z Centrali. Bardzo polecam. Maciej opowiada nie tylko o tegorocznych planach Centralki, czyli serii wydawniczej przeznaczonej dla najmłodszych czytelników, ale także zwraca uwagę na pewien trend w wydawnictwach komiksowych, które po latach publikowania głównie dla czytelników dorosłych, ponownie zwracają się ku dzieciom – z ambitnymi propozycjami. Podaje zarówno polskie przykłady(Centrala i kultura gniewu), jak i zagraniczne – niemiecki Reprodukt, brytyjskie wydawnictwo Nobrow, czy amerykańskie Top Shelf i Archaia.

Maciej mówi między innymi:

„Jesteśmy przekonani, że czytanie komiksów kształci. „Kolorowe zeszyty” posiadają unikalny potencjał wciągnięcia w historię/opowieść poprzez narrację wizualną, która uczy zrozumienia ciągłych/długich (a nie tylko fragmentarycznych) historii. Komiksy rozwijają w dzieciach umiejętność czytania i pisania. Dzięki nim nabywają podstawowych umiejętności: czytania z prawej do lewej oraz oglądania z góry do dołu. Dzięki rysunkom uczą się rozumieć niewerbalne kody interakcji, czyli gesty ciała i grymasy twarzy.

Chcielibyśmy, aby komiksy były znów dla dzieci. Zdajemy sobie sprawę, że w dobie tabletów i iPadów potrzeba czytania i fizycznego kontaktu z książką zanika, stąd jednym z zasadniczych celów, jakie nam przyświecają, jest ukazanie radości wynikającej z obcowania z nią, czytania jej wspólnie (rodzinnie), komentowania, oglądania, przewracania kartek.”

Jeśli jesteście na fb, polecam śledzenie facebookowego magazynu :: Są komiksy dla dzieci :: Jego redaktorami są Maciej Gierszewski (wydawnictwo Centrala), Szymon Holcman (wydawnictwo kultura gniewu) oraz Jacek Gdaniec (redaktor naczelny serwisu Gildia).

Profil istnieje od lutego tego roku. Jak można przeczytać w informacjach: „Profil poświęcony przekazywaniu informacji o ciekawych komiksach, concept-bookach i picture-bookach przeznaczonych dla dzieci.

Interesują nas książki nie tylko te wydane w Polce przez Centralę czy kulturę gniewu, ale także będziemy starali się pokazać ciekawe inicjatywy wydawnicze spoza naszego kraju.”

Warto, bo już od najmłodszych lat trzeba oswajać dzieci z dobrymi komiksami, dobrymi ilustracjami, dobrymi książkami.

Dobrą, wartościową sztuką po prostu.