Centre Belge de la Bande Dessinée

Belgijskie Centrum Komiksu…

… czyli Centre Belge de la Bande Dessinée vel Belgian Comic Strip Center. Największe i najpoważniejsze na świecie muzeum, kolekcja, biblioteka komiksów.

Belgijskie Centrum Komiksu mieści się w secesyjnym gmachu z początku XX wieku*. Jak można przeczytać na stronie Centrum, otworzyło ono swe wrota dla zwiedzających 6 października 1989 roku (organizacja non-proft o tej samej nazwie istnieje od roku 1984).

Oto film promocyjny, na którym można dostrzec piękne wnętrza budynku zaprojektowanego przez Victora Hortę (1906).

Rocznie Centrum odwiedza 200 tysięcy osób (turystów i użytkowników). Stanowi ono również jedną z największych atrakcji Brukseli, wymienianych na wszystkich stronach turystycznych typu „co warto zobaczyć”.

Pracownicy mają do dyspozycji 4200 m2 powierzchni wystawowej. W magazynach mieści się ponad 40 tysięcy woluminów – komiksów i opracowań w różnych językach.

Cele, które postawili sobie założyciele tej placówki i twórcy samej idei, są proste:

– promocja komiksu jako ważnego, cennego kulturalnie (i kulturowo) medium;

– utrzymanie perły architektury secesyjnej, jaką są Sklepy Waucquez, w których mieści się dziś Centrum.

Biblioteka, co ciekawe, dostępna jest dla osób powyżej 16 roku życia. Z kolekcji, podobnie jak w Bibliotece Uniwersyteckiej w Poznaniu, korzystać można tylko na miejscu.

Katalog dostępny jest online (wersja Beta 2), w pięciu wersjach językowych (francuski, niderlandzki, angielski, hiszpański, włoski) . Nie wiem tylko, dlaczego ze strony centrum prowadzą do niego cztery różne linki.

Wśród partnerów biblioteki naliczyłem 46 wydawnictw (z taki tuzami jak Casterman czy Glénat, ale bez gigantów amerykańskich, jak Marvel czy DC), a także 35 czasopism, głównie frankofońskich, choć znalazł się wśród nich także słoweński Stripburger.

Podstawową działalnością Centrum jest organizowanie wystaw. Wspomniane wyżej 4200 metrów kwadratowych podzielonych jest na pięć pomieszczeń ekspozycyjnych.

Pierwsza z nich, położona na parterze – to Przestrzeń Victora Horty (Victor Horta Area), poświęcona twórcy budynku, jednemu z najwybitniejszych architektów belgijskich.

Druga wystawa mówi o drodze, jaką przechodzi komiks od momentu narodzin w głowie twórcy, przez fazy tworzenia, produkcji, aż po sklep, w którym czytelnik otrzymuje gotowy produkt.

Ekspozycja trzecia to Skarbiec w Pokoju Św. Rocha – oddane w depozyt lub będące w posiadaniu Centrum oryginalne listy, rysunki, szkice itd. Wystawa nie jest stała, co jakiś czas eksponaty są wymieniane.

Na wystawie czwartej zwiedzający mają możliwość zapoznać się z najwybitniejszymi belgijskimi twórcami komiksu. Są wśród nich postaci artystów doskonale znanych polskim czytelnikom, jak Hergé (Tin Tin), Peyo (Smurfy) czy Morris (Lucky Luke), ale również tacy, o których w Polsce słyszeli tylko miłośnicy Dziewiątej Sztuki – Jijé, Jacobs, Vandersteen czy Roba.

Wreszcie Galeria, w której prezentowane są różne oblicza współczesnej sztuki komiksowej. Nie wiem, czy kiedykolwiek prezentowano tam artystów polskich (pomijając Grzegorza Rosińskiego, który przez Belgów traktowany jest zapewene jako ich twórca). Jeśli nie, warto zadbać, by pojawiła się tam kiedyś wystawa poświęcona naszemu komiksowi. Mamy sie przecież czym i kim pochwalić.

Warto także wspomnieć o serii wydawniczej „Philastrip Albums” – kolekcjonerskich albumach, zawierających również znaczki pocztowe – dzięki temu stanowią one gratkę zarówno dla zbieraczy komiksów, jak i filatelistów. Od 1994 roku wydano tych albumów kilkadziesiąt. Katalog, również w formacie pdf, dostępny jest na stronie instytucji. Spośród Polaków jedynie Grzegorz Rosiński doczekał się albumu we wspomnianej serii, czyli Rosinski à l’avant-poste w wersji luksusowej oraz w wersji normalnej.

A tutaj film nakręcony z okazji dwudziestolecia istnienia Centrum. Szukając zaginionych pracowników mamy okazję obejrzeć nie tylko przestrzenie wystawowe, bibliotekę, księgarnię, ale także pracownie, do których w dni powszednie zwiedzający wstępu nie mają. Zwróćcie uwagę, w jakim języku padają pierwsze słowa, gdy już się pracownicy odnaleźli.

W 2010 roku podczas MFKiG w Łodzi na wielkiej gali z udziałem vipów, a także zaproszonych przedstawicieli Belgijskiego Centrum Komiksu padły słowa o udzieleniu licencji na utworzenie podobnej placówki w Polsce, w Łodzi właśnie. Bardzo się wówczas ucieszyłem – po pierwsze, bo takie miejsce wydaje się w Polsce bardzo potrzebne, a po drugie, bo jeśli któreś miasto zasłużyło na to, by podobna inicjatywa w nim zaistniała, to w pierwszej kolejności byłaby to właśnie Łódź (lub Gdańsk). Minęło jednak półtora roku, a o polskim odpowiedniku belgijskiego centrum – cisza.

Faktem jest, że w Belgii, podobnie jak we Francji, kultura czytania komiksów jest inna niż w Polsce. Tam komiksy stanowią część kultury na równi z innymi sztukami. Najlepszym dowodem są ostatnie doniesienia na temat piractwa komiksowego we Francji, gdzie nielegalnie zeskanowano 35 tysięcy tytułów. Tak ogromna liczba świadczy o tym, że istnieje na nie duży popyt i spore zainteresowanie. Zdanie podsumowujące artykulik:

„Le MOTif kończy swój raport ciekawym stwierdzeniem: paradoksalnie, pomimo rosnącej liczby piraconych tytułów, rośnie sprzedaż komiksów papierowych i z tego powodu wydawcy jak na razie nie wpadają w panikę.”

koresponduje z polskim raportem Obiegi kultury. Społeczna cyrkulacja treści w formatach cyfrowych, z którego wynika, iż osoby aktywne w sieci, udostępniające i ściągające pliki (zarówno w sposób legalny, jak i nielegalny) należą jednocześnie do najbardziej aktywnych konsumentów kultury – tych kupujących książki i płyty, chodzących do kina, teatru, na wystawy, czy wreszcie nie tylko konsumujących, ale i tworzących kulturę.

Wracając do Belgijskiego Centrum Komiksu – warto zwrócić uwagę na dwie kwestie:

Po pierwsze, doceniając rodzimych twórców komiksu i samo medium oraz tworząc osobną instytucję promującą komiks i artystów, udało się z niej jednocześnie uczynić atrakcję turystyczną na światowym poziomie.

Po drugie, na siedzibę Centrum przeznaczono światowej klasy zabytek architektury secesyjnej, załatwiając w ten sposób problem zagospodarowania budynku oraz dbałość o niego (która teraz spoczywa na dyrekcji i pracownikach). Centrum stało się zarazem atrakcją trojakiego rodzaju – po pierwsze dla miłośników komiksu, w tym dzieci, po drugie, dla badaczy tego medium, a po trzecie, dla osób zainteresowanych secesją i architekturą tego okresu. Dzieciaki, odwiedzające wystawy mogą się czegoś dowiedzieć o secesji i wybitnym belgijskim architekcie, a turyści zainteresowani secesją mimowolnie mogą się zetknąć z ciekawymi wystawami komiksowymi.

Nawiasem mówiąc – to, co zdumiewa, to fakt, iż w Polsce dotąd nie wykorzystano potencjału, jaki drzemie w komiksach rodzimych – w Tytusie czy w Kajku i Kokoszu, a także w samym komiksowym medium. Widzicie w wyobraźni parki czy place zabaw wzorowane np. na grodzie Mirmiła? Pisał o tym chyba kiedyś Filip Bąk z Radia Afera. Sądzę, że byłaby to spora atrakcja nie tylko dla dzieciaków, ale także dla rodziców wychowanych na komiksach Christy. Nie mówiąc o tym, że we wszystkich większych (i nie tylko) miastach, znajdują się budynki, z którymi od dwudziestu ponad lat władze nie potrafią sobie poradzić i chyba nie mają na nie pomysłu. Może to jest jakiś trop dla nich?

Kto wie. Może się Polskiego Centrum Komiksu wreszcie doczekam(y).

A jeśli kiedykolwiek dane mi będzie do Brukseli pojechać, to Centre Belge de la Bande Dessinée stanowić będzie z pewnością jeden z głównych punktów programu obok Królewskiego Muzeum Sztuki Dawnej, Wielkiego Placu, Pasażu św. Huberta, Atomium oraz Manneken Pis. I frytek na łoju wołowym.

**Wszystkie podane tu informacje o Belgijskim Centrum Komiksu pochodzą z jego oficjalnej, angielskiej wersji strony. A czy rzeczywiście Centrum jest największe i najpoważniejsze na świecie? Wszak to samo piszą na stronie Billy Ireland Cartoon Museum and Library. Ale o tym w przyszłości.